wtorek, 28 maja 2013

Seventeen



Caitlin’s POV
Stałam skostniała w miejscu. Czułam się, jakbym oglądała film lub była jakimś świadkiem z cudzego życia w moich oczach. To wszystko co się ze mną działo było zbyt nerwowe, zbyt szalone.
Wycie syren, karetki, urzędnicy, detektywi stworzyli ogłuszający zgiełk. Moje oczy skanowały tą scenę, lecz oni nigdy nie odnaleźli tego czego szukali.
- Caitlin!
Odwróciłam się z nadzieją. Moje oczy spotkały się z brązowymi oczyma, lecz to nie były te które chciałam zobaczyć.
Adam rzucił się w moim kierunku.
- Caitlin – powtórzył. – Dzięki, Bogu. Nie możesz sobie nawet wyobrazić, jak się cieszę, że słyszę twój głos. Byłem przerażony. Wyszedłem ze stacji benzynowej, a ty po prostu zniknęłaś. - Trzymał mnie blisko, ale się odsunęłam.
- Gdzie je…. – przerwała mi kobieta z policji.
- Caitlin? – zapytała.
Skinęłam głową.
- Chodź ze mną. – uśmiechnęła się, kiedy jej odznaka błysnęła. – Jestem oficer Meredith Sanchez. Możesz mi mówić Meri.
- Meri, wiesz może gdzie je…
- Teraz, nie przejmuj się tym, kochanie – odparła. – On już nigdy więcej cię nie skrzywdzi.
- Ale…
- Chodź ze mną – powtórzyła.
Spojrzałam przez ramię, ale Adama już tam nie było.
Po chwili zostaliśmy wyprowadzeni z tłumu, a następnie wkroczyłyśmy

na tyły karetki. Wszyscy sanitariusze mówili na raz, porozumiewali się slangiem niemieckim, kiedy obejrzeli siniaki i rany na twarzy.
Nagle, zostałam poinstruowana, aby zapiąć pasy na jednej wyściełanych ławek.
- Przepraszam – odezwałam się do wysokiego, czarnoskórego faceta, który pachniał miętą i wyglądał jak młody Usher. – Gdzie jest Justin.
- Przepraszam? – zapytał, ukląkł, by wyraźniej słyszeć co do niego mówię.
Justin był wyprowadzany przez dwóch oficerów, był zakuty w kajdanki.
Czułam, że moje serce rozbija się na milion kawałków.
- Justin! – Krzyczałam, wstałam z ławki i pobiegłam na tyły ciężarówki. – JUSTIN
On oczywiście nie słyszał, przez zamieszanie które tutaj panowało, bo nawet nie spojrzał w moją stronę. Funkcjonariusze, chcieli go zamknąć w radiowozie. – Łzy spływały po moich policzkach.
- Justin – pisnęłam.
- Pani Beadles, musi pan usiąść – odezwał się przystojny „Usher”. Ujrzałam jego plakietkę i zdałam sobie sprawę, że nazywa się Marvin.
- Marvin? – mruknęłam.
Skinął głową.
- Zobaczę go ponownie?
- Kogo? Tego kto cię zranił? – zapytał. – Nie. On już nigdy cię nie skrzywdzi.
- Nie, ja…
Kierowca krzyknął jakieś informacje, tym samym mi przerywając.
- Pani Beadles, musi pani usiąść teraz, dobrze? – powiedział. – Mamy zamiar zabrać cię do szpitala.
Odwróciłam się, by spojrzeć po raz kolejny na Justina, tak jak na Adama, lecz jego już tam nie było.
Kiedy usiadłam, poczułam się osamotniona.


Byłam szczęśliwa, że Justin żył, ale nadal, moje życie było „odłączone” ode mnie. Justin był w drodze do więzienia. Dlaczego? Bo chciał mnie ochronić. Próbował MNIE bronić. Seth był martwy albo także w drodze do więzienia. Dlaczego? Bo nie wiedziałam jak zakończyć ten związek. To wszystko to MOJA wina. To wszystko się dzieje ze względu na MNIE.
Chciałam płakać, ale nie mogłam. Zamiast tego, bezmyślnie patrzyłam w przestrzeń. Wszystko wydawało się być rozmyte.
Przyjechaliśmy do szpitala i przeszłam kilka różnych procedur. Cały personel medyczny był przyjazny i sympatyczny. Oni bardzo starali się mnie pocieszyć i wyjaśnić co się dzieje.  W przeważającej części ich zignorowałam.
Byłam zmęczona. Zmęczona bólem. Zmęczona staraniami. Zmęczona płaczem. Zmęczona wyjaśnieniami. Zmęczona życiem.
Kiedy wszystkie testy zostały wykonane, zostałam sama, w białym pokoju.
Nie wyglądał jak typowy szpitalny pokój. Nie było żadnych maszyn. Był super czysty i bardzo prosty.
Usłyszałam pukanie, spojrzałam w górę, aby zobaczyć tą samą panią oficer co wcześniej i panią doktor, która pracowała ze mną, też.
- Caitlin? – spytała oficerka. – Jestem Meri, poznałyśmy się wcześniej, pamiętasz?
Skinęłam głową, przygryzając dolną wargę.
- To jest dr. Cole, badała cię.
Skinęłam głową.
- Chciałyśmy z tobą porozmawiać czy wszystko jest w porządku.
Wzruszyłam ramionami.
- Oczywiście.
- Jak wiesz przeprowadziłyśmy kilka testów – zaczęła dr. Cole - Udało nam się zebrać wiele danych i dowodów, ale potrzebujemy, abyś powiedziała, co chcesz zrobić z tą informacją.

Skinęłam głową ponownie.
- Twoi rodzice są na zewnątrz – odezwała się Meri – Chcesz aby przy tym byli, czy wolisz porozmawiać z nami w spokoju?
- Przyślijcie moją mamę, proszę - pisnęłam. Nie chciałam o tym wszystkim rozmawiać przed bratem i ojcem.
- Oczywiście – skinęły.
Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy moja mama weszła do pokoju.
- Cześć.
Jej dolna warga drżała, a oczy wypełniły jej łzy, mimo to zmusiła się do uśmiechu, kiedy usiadła na łóżku obok mnie. Uścisnęła mnie.
- Dwa z pierwszych testów są prowadzone dla ofiar gwałtu. Pierwszy jest na wskazanie chorób przenoszony drogą płciową, a drugi dotyczy ciąży – poinformowała nas Dr. Cole.
Czułam, że moja mama się spięła na słowo „ciąża”. Było mi niedobrze.
Moi rodzice byli wyluzowani i wspierający. Ale dla nich edukacje była jedną z ważniejszych rzeczy.
Christian i ja odkąd skończyliśmy trzy lata, dobrze wiedzieliśmy który collage albo szkoła średnia była złą opcją. Musieliśmy skończyć liceum i mieć jakieś doświadczenie. Nie byłam do końca pewna, jak pogodzę wychowanie z tymi planami.
- Szczęśliwie ten pierwszy wyszedł negatywnie – uśmiechnęła się doktorka.
- Dzięki Boże – odetchnęłam.
- Co z drugim? – zapytała mama drżącym głosem. – Jest w ciąży?
- Tak… - potwierdziła doktorka.
Moja mama wyglądała na zaskoczoną.
- Wiedziałaś? – zwróciła się do mnie.
- Zrobiłam test. –przygryzłam wargę ponownie. – Ja… ja… chcę ją donosić.

Więcej łez wypełniło oczy mojej matki.
- Co dalej z twoją edukacją? – spytała.
- Nie wiem. Coś wymyślimy. Ty i tata mi pomożecie, prawda?
- Z pewnością są inne opcje – odezwała się Dr. Cole. – Tutaj – podała nam ulotkę. – Jest wiele różnorodnych informacji i możliwości – Jesteś w pierwszych tygodniach ciąży, więc masz jeszcze czas na podjęcie decyzji, okay?
Obie skinęłyśmy głowami.
Uśmiechnęła się łagodnie.
- Życzę Tobie i Twojej rodzinie powodzenia. Niech cię Bóg błogosławi.
- Dziękuję.
Skinęła głową. Powoli i cicho wyszła z pokoju.
- Również wcześniej poinformowałaś nas, że chcesz wnieść oskarżania przeciwko Setowi  McIntosh, prawda? – zapytała Meri.
- Tak – zgodziłam się, ale potem zrozumiałam co powiedziała. – Czy on żyje?
- Tak – odpowiedziała. Nie miała pojęcia, ile te słowa dla mnie znaczyły.
- Dobrze, będziemy potrzebować, aby uzyskać oświadczenie.
Powiedziałam jej wszystko co pamiętałam, a ona nagrywała i robiła notatki. To było trudne, kilka się załamałam i wy buchnęłam płaczem, ale zrobiłam to.
- Okay - Meri skinęła głową, że skończyliśmy. – Znajdziemy ci prawnika i wszystko wyślemy do sądu. Jakieś pytania?
Mama pokręciła głową.
- Co się stało z Justinem? – zapytałam. – Widziałam go, jak siedział w radiowozie. Jeśli Seth żyje, to dlaczego go aresztowali?
- On jest aresztowany pod zarzutem zwykłego pobicia – wyjaśniła.
- To znaczy? – zapytałam.

- Jest to w zasadzie mówiąc, bezprawne użycie siły wobec drugiej osoby, z intencją szkodzenia im.
- Ale on mnie bronił! – wyjaśniłam.
Meri nabazgrała kilka uwag w notesie.
- Jak powiedziałam, będziemy wszystko wyjaśniać w sądzie.
- Ale co będzie do tego czasu? – zapytałam. – Zostanie w więzieniu?
- Nie jestem pewna - przyznała. – Jednak biorąc pod uwagę to wszystko za co jest obciążony, wyjdzie prawdopodobnie za kaucją. Odpowiedziałam na twoje wszystkie pytania?
- Tak, dziękuję.
_____________________________________________________________________________________________________________________
(w nocy)
Leżałam wewnątrz swojego pokoju i spojrzałam na ściany, od których odbijał się dźwięk rozmowy moich rodziców.
- Co z adopcją? – zapytał ojciec.
- Ona już powiedziała, że chce je wychować – odpowiedziała moja mama. – Jeśli je będzie nosić przez dziewięć miesięcy, to na pewno z niego nie zrezygnuje.
- Co ty mówisz? Że ona powinna wykonać aborcje?
- Nie wiem. – miała rozdrażniony głos. -  Czuję, że Seth i tak już wystarczająco zrujnował.  Mówi, że jest w porządku, ale ma wewnętrzne blizny, które prawdopodobnie nigdy się nie zagoją. Jest w szoku.
- Dziwię się, że chce go zatrzymać. Można by pomyśleć, że ona chce aborcji, wtedy dziecko nie przypominałoby jej o ojcu.
Usłyszałam huk z mojego okna, powoli wyswobodziłam się z łóżka.  Ostrożnie, odsłoniłam zasłony, aby zobaczyć Justina. Rzuciłam się, aby otworzyć okno.
- Jesteś cały! –zawołałam kiedy wszedł i owinęłam ręce wokół niego.

- Jest dobrze – zachichotał. – sza! – położył palec na ustach, gdy wyciągnął się na łóżku. – Twoi rodzice nie wiedzą, że tutaj jestem.
- ONA BĘDZIE SZESNASTOLETNIA! - moja matka krzyknęła. – ONA NIE WIE CZEGO CHCE, ONA JEST DZIECKIEM! I nie zamierzam pozwolić aby ta RZECZ, zrujnowała jej życie. Nie zamierzam na to pozwolić!
Justin spojrzał na mnie.
- Oni wiedzą? – zapytał.
Skinęłam głową.
- Oni już taką całą noc. – to. – Tak nazywali moje dziecko. Tak albo rzecz. – westchnęłam. – Mam życie w sobie. Małego człowieka, nie  coś.
- Jestem pewny, że oni chcą dla ciebie jak najlepiej, Caity. – odezwał się Justin, kładąc ręce na swoim brzuchu.  – Dziecko to ogromna odpowiedzialność.
Bawiłam się jego palcami.
- Yeah, chyba masz rację, ale to nie wina tego dziecka, że jego ojciec jest kretynem.
- Prawda - Justin ziewnął przed zamknięciem oczu.
Nagle, zdałam sobie sprawę, że nie powiedziałam mu, że jestem w ciąży.
- Justin?
- Hmm?
- Skąd wiesz?
Otworzył swoje oczy.
- Kiedy szukałem cię w chacie, zobaczyłem test. - powiedział.
- Jesteś zły? - Zapytałam.
- Sethem? Oczywiście, że jestem wściekły . Jestem strasznie wkurzony! – jego szczęka się zacisnęła.
- Nie, miałem na myśli dziecko.

Potrząsnął głową.
- Nie. Tak jak sama powiedziałaś, to nie była wina twoje ani dziecka. – Dlatego nie obchodzi mnie, czy zamkną mnie na dziesięć lat, cieszę się, że go zastrzeliłem.
Patrzyłam przez okno.
- Zastrzeliłeś go?
- Yeah –przyznał. – Nie zraniłem go poważnie, strzeliłem tylko w jego ramię.
- Dlaczego?
- Ponieważ, chciałem aby poczuł ból jaki ty czułaś, ale głównie chciałem go przestraszyć. Chciałem żeby wiedział, że nie może biegać dookoła i ranić ludzie, bez żadnych konsekwencji. Nie ważne czy dostanie go tu, na ziemi, czy nie, gdy pozna Boga, będzie musiał zapłacić za wszystkie gówna które wyrządził. Chciałem mu to uświadomić.
- Nie powinieneś w ogóle do niego strzelać, ale jestem zadowolona, że go nie zabiłeś – przyznałam.
- Przysięgam, że chciałem, ale Bóg powiedział mi, że żaden człowiek nie powinien odchodzić w taki sposób. Bez względu na to, co zrobił.  Zawsze należy wybrać miłość, a nie nienawiść.
- Zgadzam się – uśmiechnęłam się. - Miłość przewyższa wszelkie zrozumienie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za błędy, nie sprawdzałam rozdziału, więc takowe mogą się pojawić.

3 komentarze:

  1. Cudowny rozdział ♥
    Zastanawiam się co Caitlin zrobi z dzieckiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to zastanawiaj, zastanawiaj.
      ps. Rozdział dodała Vivi, ale nie wylogowała się z mojego konta. Ja zawsze sprawdzam, co i jak xxx zapraszam na moje drugie tłumaczenie: http://tlumaczenie--sold.blogspot.com/

      Usuń
  2. Awwwww >.< Genialny rozdzial. Justlin (Jus i Caitlin) forever <3

    OdpowiedzUsuń