czwartek, 30 maja 2013

Twenty

Caitlin's POV


Wpatrywałam się w książkę którą trzymałam w rękach, na poziomie liceum, do języka, francuskiego, jednocześnie starałam się stłumić ziewnięcie.
Będę ciężko pracowała, aby przyśpieszyć moją pracę w szkole, ale teraz coraz bardziej koncentrowałam się na mój tytuł licencjata.
Na początku, miałam problemy z określeniem, jaki kierunek, ale po wizycie w lokalnym uniwersytecie, wybrałam naukę o fotografii głównej.
Teraz, gdybym mogła pozbyć się klasy, która nie ma zupełnie nic wspólnego z robieniem zdjęć, byłabym w pełni zadowolona.
Poczułam, że moje oczy zaczynają dryfować, kiedy usłyszałam słaby krzyk.
Westchnęłam i odłożyłam moją książkę, spokojnie podeszłam do małej kondoli, która stała w kącie. 
Uśmiechnęłam się z radością do małej niebieskiej wiązki.
- Hej, mały Drew Beadles. - zagruchałam, wzięłam malusieńkiego trzy miesięcznego chłopczyka.
Na szczęście nie wyglądał jak ojciec.
Zaczął kręcić się w moich ramionach, kiedy wreszcie się uspokoił, to oczywiście ktoś musiał zadzwonić dzwonkiem do drzwi. 
Drew zaczął krzyczeć ponownie.
- Oh, cii. - powiedziałam, kołysząc go w ramionach, kiedy szłam w stronę drzwi.
Ostrożnie wyjrzałam przez zasłony, czułam, że moje oczy szeroko się otwierają.
Powoli otworzyłam drzwi i spojrzałam na młodego człowieka, przede mną
Był ubrany w czarną, skórzaną kurtkę z luźnym t-shirtem, który był idealnie dopasowany do chudych jeansów.
Moje oczy powoli zamykały się,  spojrzał na mnie w uśmiechu.
Byliśmy razem już rok, miesiąc i dwanaście długich tygodni, a widzieliśmy się tylko jedenaście razy.
Kiedy on odszedł, obiecał, że wszystko będzie inaczej, ale oczywiście i jak mieliśmy ograniczoną komunikację, nie trzymałam swoich nadziei.
Przecież wiedziałam, że dużo się zmieniło.
I dalej obawiałam się, że on poznał inną dziewczynę, która nie miałam obciążeń brzydką przyszłością i małego synka, którym musi się opiekować.
Dziewczynę, która była faktycznie gotowa na poważny związek.
Powiedziałam mu, że chcę, abyśmy zatrzymali się na chwilę, nie dlatego, że go nie kochałam, ale szczerze? Byłam przerażona.
Oblizał usta z przyzwyczajenia, a ręce miał schowane w kieszeniach - Nie zamierzasz mnie wpuścić?
- Uh, tak - powiedziałam, przełamując swoje spojrzenie, otworzyłam drzwi do mojego małego domu.
W rzeczywistości, to był pensjonat, który został zbudowany w dużym podwórku, rodzinnego domu, co pozwoliło mi mieszkać blisko moich rodziców, ale dało mi również poczucie prywatności.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, w milczeniu, zanim on przerwał je.
- Więc, to jest mój mały imiennik? - spytał, kiedy oboje usiedliśmy na kanapie.
Uśmiechnął się lekko, a jego wzrok znowu padł na dziecko, które wciąż wiło się w moich ramionach.
Powoli skinęłam głową, bez jakiegokolwiek słowa, jakby mój mózg nadal próbował przetworzyć wszystko co się dzieję.
- Mogę go potrzymać? - spytał.
- Tak, tak oczywiście - odezwałam w końcu i ostrożnie umieściłam syna w jego ramionach.
- Witaj Drew - powiedział łagodnie, kołysając go w ramionach. 
Małe dziecko spojrzało na niego uważnie.
Dostrzegł mnie i uśmiechnął się - Wygląda jak ty, Caity,  jest piękny.
Przegryzłam wargę, czerwiąc się - Dziękuję.
- Nie musisz mi dziękować, mówię tylko prawdę. Prawda? - spytał Drew głosem dziecka.
Uśmiechnęłam się.
Wzięłam książkę do języka francuskiego i zaczęłam starać się uczyć, ale nie mogłam, patrząc jak Justin łaskotał małego Drew po brzuchu, co czyniło w nim śmiech.
Zauważyłam i skupiłam na nim całą swoją uwagę na Justinie, mimo starań.
Wyglądał inaczej, ale jakoś tak samo.
Przegryzłam wargę, zmuszając się na skupieniu na książce od języka francuskiego, interpretowałam każde zdanie, przede mną.
- Premières amours sont toujours.
- Caity --
- Justin -- 
Oboje powiedzieliśmy chórem, chichocząc.
Wskazałam na niego, aby zaczął mówić.
Odchrząknął i podał mi Drew.
Patrzyłam jak zaczął chodzić po pokoju - tam i z powrotem.
Aż w końcu zatrzymał się na podłodze przede mną.
- Caity - przegryzł wargę, podniósł oczy, aby spojrzeć na mnie - Wiem, że nie dzwoniłem zbyt dużo razy, ale to dlatego.. Że ja po prostu ja-ja- ja, kocham Cię. Kocham cię i nie mogę nic z tym zrobić. Wiem, że nie chcesz, żeby to było coś poważnego i ja to szanuję, ale pocałowałem cię nie bezsensownie. Dosłownie, myślę o tobie 24/7 w ciągu ostatnim 365 dni. Jestem w tobie zakochany, Caity, tak bardzo, że czasami mnie to boli, ja po prostu nie wiem co mam robić.
- Justin - westchnęłam - Ja też cię kocham. Tak, ale czy napewno chciałbyś zaangażować się w związek ze mną? Teraz to też jest mój świat - spojrzałam na Drew - Nie mogę być beztroska, i bawić się w najlepsze, w wycieczki jak większość siedemnastolatków. Justin, nie mogę zapomnieć o tym, co się stało z Sethem.
- Wiem, że to nie będzie idealne - powiedział, gładząc moje włosy - Ale, próbowaliśmy żyć bez siebie, próbowaliśmy dwa razy i myślę, że oboje wiemy, iż należymy do siebie. Nawet jeśli to oznacza, że będziemy musieli starać się, być dla siebie kimś więcej niż przyjaciółmi. Będę tu, dla ciebie i Drew - znowu go połaskotał, a Drew uśmiechnął się - Tylko proszę, kochanie, pozwól mi spróbować jeszcze raz. Po tym wszystkim, nie zmarnuję drugiej szansy, nie?
Pokręciłam głową - Nie, nie, nie.
Justin uśmiechnął się i ujął mój podbródek, nachylił się, by złożyć pocałunek na moich ustach, gdy usłyszał odgłos huku.
Oboje odwróciliśmy się. 
Zobaczyłam, że moja książką zsunęła się na podłogę.
Justin wyciągnął rękę i podniósł ją.
Patrzyłam, jak jego miodowe oczy "skanowały" strony.
- Cóż, nie czytałem bardziej prawdziwego dnia w całym swoim życiu.
- Jakiego? - spytałam.
- Premières amours sont toujours. - odpowiedział doskonałym francuskim, jakby nim był.
- Oh, to jedno - powiedziałam - Próbowałam wszystkiego co w mojej mocy, aby to przetłumaczyć, ale jestem cienka we francuskim.
- Cóż, to jest jedyne zdanie, które nigdy nie należy zapominać! - zawołał
- Na prawdę? - spytałam
Skinął głową - Tak, wiesz dlaczego?
Pokręciłam głową.
- Jest napisane, pierwsza miłość jest wieczna. Musisz się z tym zgodzić, prawda?
- Tak - uśmiechnęłam się - Pewnie, że tak.
Pochyliłam się w stronę Justina i szczelnie złączyłam nasze usta w pocałunku.
Jego ciepłe usta, przeniosły się w doskonałość przez rok i pół,  jak dramat telewizyjny.
Dosłownie byłam w piekle i wróciłam z powrotem, wciąż nie mając pojęcia co się wydarzy w przyszłości, ale wiem jedno.
Nigdy nie zapomnę swojej pierwszej prawdziwej miłości.
Dlaczego, możesz o to zapytać? Dobrze, bo "Premières amours sont toujours." czyli "Pierwsza Miłość jest wieczna"...
______________________________________________________________________________________________________________________
I tak oto dotarliśmy do końca pierwszej części, oto link do drugiej części czyli "2nd Chances" : http://tlumaczenie-2nd-chances.blogspot.com/
Rozdział pojawi się za jakieś dwa, trzy dni, a od dzisiaj możecie przeczytać opis, który pojawi się na stronie.
DZIĘKUJĘ ZA TAK LICZNE KOMENTARZE, ZA TAK LICZNE ODWIEDZINY - KOCHAM WAS.

Nineteen

Caitlin's POV


- Justin! - krzyczałam na szczycie swoich płuc, kiedy usłyszałam głośny plusk.
Podniosłam telefon komórkowy z ziemi i wybrałam 9-1-1. 
Biegnąc po drugiej stronie mostu, w dół w kierunku rzeki, tak szybko, jak mogły moje nogi.
 Cały czas trzymają telefon przy uchu.
- Halo, 911 numer awaryjny - dyspozytorka odpowiedziała.
- Witam, um, mój przyjaciel, został właśnie zaatakowany i wepchnięty do rzeki.
- Dobrze, - powiedziała spokojnie - Gdzie jesteś?
- Jestem na ścieżce, gdzie idzie główna ulicę. Gdzie, most przecina rzekę.
- Czy twój przyjaciel umie pływać?
- Tak - skinęłam głową - Ale, nie widzę go nigdzie. Woda płynie zbyt szybko - zaczęłam szlochać, kiedy zerknęłam bezradnie w ciemność.
- Kochanie, po prostu zachowaj spokój,  w tej chwili wysyłam sanitariuszy. Czy możesz mi powiedzieć, jak się nazywasz?
- Caitlin. Beadles Caitlin - powiedziałam.
- Okej, Caitlin, po prostu zostań tam gdzie jesteś. Staraj się nie podchodzić do rzeki, w porządku?
Pociągnęłam nosem.
- Okej.
Po tym, czułam się jak dziecko, w końcu usłyszałam dźwięk syren.
Wszystko wydawało się być rozmyte, gdy wkroczyli do pracy, świecenie latarek było dosłownie  wszędzie, wzięli moje oświadczenie.
Oficer Meri Sanchez, sama oficer która wcześniej pomagała mi rozwiązać moją sprawę przeciwko Sethowi, owinęła mnie w koc i zaczęła prowadzić do swojego radiowozu.
- Nie - odjechałam - Chcę zostać. Muszę wiedzieć, że nic mu nie jest.
- Nie zrobisz nic w tej mocy, aby go znaleźć, Caitlin. To nie jest bezpieczne, a Seth może być blisko.
Nie chętnie dałam się doprowadzić mnie do samochodu.
 Łzy spływały mi po twarzy, kiedy podeszłam do środka, zostałam odwieziona, z daleka od tej "sceny".
Meri zabrała mnie do domu, a ja niechętnie wysiadłam z samochodu i poszłam za nią do domu.
Czułam, wzrok moich rodziców, kiedy przechodziłam obok nich po schodach, nie patrzą na nich.
Słyszałam dźwięk głosu Meri, wyjaśniającą, co się stało. 
Położyłam się na łóżku i zaczęłam szlochać w niekontrolowany sposób.
Wszystko co się stało, było w mojej głowie.
Wszystkie nadużycia seksualne, wszystkie bóle, wszystko.
Przez to wszystko, moją jedyną nadzieją i światełkiem w tym mroku był Justin.
Gdzieś w mojej głowie, czy chciałam to przyznać, czy nie, ja zawsze mogłam wierzyć, że istniała możliwość, że ja i Justin znowu będziemy razem.
Teraz ta myśl może zniknąć. Na zawsze.
Może już nigdy nie zobaczę go ponownie, a to byłoby dla mnie zbyt wiele, zbyt wiele. 
Czułam zapaść łez, ja płakałam aż do snu.

_______________________________________________________________________________________________________________________


Obudziłam się z okropnym bólem głowy, jak wtedy kiedy dźwięk głosu mojej matki, przyciągnął mnie z powrotem, kiedy straciłam przytomność.
Przetarłam oczy i spojrzałam na nią
- Wszystko w porządku - mówiła cicho.
- Co? - zapytałam sennie.
- Justin. Znaleźli go i zabierają go do szpitala, muszą wiedzieć czy wszystko z nim w porządku.
- A Seth?
Moja matka wciągnęła oddech i potrząsnęła głową.
- Rzeka była tak kamienista, że Justin miał szczęście, że to przeżył. Myślą, że istnieję możliwość, iż Seth mógł zginąć od uderzenia, a jego ciało spłynęło z dużym prądem w dół, ale nie wiem. Oni wciąż go szukają.
Powoli skinęłam głową, przegryzając wargę.
- Caitlin - zaczęła moja matka - Kiedy Meri powiedziałam, w jaki sposób obeszłaś się z tą całą sytuację z Justinem. To wszystko uświadomiło mi dokładnie, jak dorosła na prawdę jesteś. Zawsze, wiedziałam, że jesteś mądra i zdolna, dlatego twój ojciec i zawsze dawaliśmy ci swobodę, jak wypadało na dumnych rodziców. Ale, kiedy dowiedzieliśmy się o tym, co się stało kiedy byłaś z Sethem, to tak nas bolało, byliśmy przestraszeni. Czułam się, jakbym nie była przy tobie. Chciałam tak bardzo być dla ciebie najlepszym autorytetem. I teraz wiem, że kontrolowanie a podtrzymywanie słów, to zupełnie dwie różne rzeczy, ale ja po prostu, chcę pomóc podjąć ci decyzję, abyś później jej nie żałowała.


_____________________________________________________________________________________________________________________



Justin's POV


Leżałam wewnątrz szpitalnego łóżka, i słuchałem odgłosów piszczących maszyn wokół mnie. 
Bolała mnie głowa, a moje palce, dzwoniły, czułem jak powoli odzyskują krążenie i dopływ krwi.
Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Wchodź - wychrypiałem.
Drzwi powoli otworzyły się, a w nich ujawnił się nikt inny, jak Kayla Allen.
Uśmiechnęła się lekko - Cześć.
W rzeczywistości Kayla i ja, nie mieliśmy czasu na "prywatną rozmowę", po tym jak pozwoliłem moim emocją oszaleć i pocałowałem ją.
- Jak się czujesz? - spytała.
- W porządku, tak myślę. Całe moje ciało, jest jakby w rodzaju zdrętwienia i mrowienia, ale lekarz mówi, że to powinno szybko ustąpić.
- To dobrze.
- Co ty tu robisz? - spytałem.
- Twoja mama. Poprosiła wujka, o modlitwę i wsparcie. Więc przyszłam.
- Jesteś pierwszym odwiedzającym - powiedziałem - No, z wyjątkiem mojej mamy - zaśmiałem się lekko.
Kayla powoli skinęła głową.
- Kayla - odezwałem się po długim, niezręcznym milczeniu - Wiesz, że jestem ci winien przeprosiny. Nie chciałem pogrywać z tobą w jakieś gierki, lub uwodzić cię, właśnie przeżywałem trudny czas, brakowało mi Caitlin, i nie wiem, kiedy pocałowałem cię nie myślałem. Przepraszam.
Kayla podniosła wzrok, aby spotkać się z moimi oczami - Więc, ten pocałunek nic dla ciebie nie znaczył?
- Przykro mi. Przepraszam - przegryzłem wargę.
- Nie - pokręciła głową - Nie przepraszaj. Myślę, że jesteś bardzo miły i chcę, żebyśmy byli przyjaciółmi. Ale, nic więcej niż to. Przeszłam dość ciężkie rozstanie w Wisconsin, ja po prostu nie czuję się gotowa na nowy związek. Martwiłam się, że to ja cię do tego doprowadziłam, ale cieszę się, że to przypadek. Przyjaciele?
- Przyjaciele - uśmiechnąłem się - Nie wiem, co bym zrobił bez twoim mądrych rad.
- A co ja bez Twojego, powiedz-to-co-lubisz, jest podstawą i żartem.
Roześmiałem się.
- Cóż - powiedziałem - Cóż - powiedziała - Nie będę cię dłużej trzymać, myślę, że masz kogoś, kto chciałaby się z tobą zobaczyć, a uwierz mi, to jest drużyna - uśmiechnęła się przed zniknięciem.
Obecność Kayli, została zastąpiona Caitlin. Jej oczy były czerwony i opuchnięte, wyglądały na podkreślone.
- Chodź - powiedziałem i otworzyłem ku niej ramiona.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- Jestem tu. Teraz - uśmiechnąłem się, kiedy wtulała się w moje ramiona.
Uśmiechnęła się na chwilę, przed jej twarzą ukazała się dezaprobata - Co się stało z Sethem? Po tym jak wpadliście do rzeki?
Wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem. Miałem niewielki wstrząs mózgu, więc nie pamiętam wszystko dokładnie, ale dlaczego pytasz?
- Ponieważ policja, nie może go znaleźć, prawie jakby zniknął jak kamfora.
- Może tak lepiej - powiedziałem.
- Co masz na myśli? - spytała zdezorientowana - Nie chcesz, żeby poszedł do więzienia?
- Oczywiście, że tak, ale szansę są niewielkie, że zamkną go na zawsze. Teraz on uciekł, on może nigdy nie wrócić, ale jeśli to zrobi, na pewno zostanie surowo ukarany, ponieważ uciekł z więzienia, a jest oficjalnie przestępcą - wyjaśniłem.
- Nie myślałam o tym, w ten sposób.
Oboje siedzieliśmy cicho, przez kilka minut, po prostu cieszyliśmy się swoją obecność, zanim przerwałem milczenie.
- Jesteś piękna, Caity, wiesz o tym? - spytałem.
Jej wspaniałe, brązowe oczy były zamknięte, a wyraz zaskoczenia otynkował jej ładną twarz.
- Tak myślisz? - zagryzła wargę, z roztargnienia drażniąc mnie.
- Ja to wiem - stwierdziłem, moje oczy nie pozostawiły, chociaż na chwilę jej pulchnych różowych ust.

Powoli, znalazłem się, pochylając ku niej. Moje serce, waliło jak oszalałe, w piesi. Moje usta delikatnie dotknęły się z jej wargami, po raz pierwszy od ponad roku. Jak banał, się wydaję, mógłbym przysiąc, że słyszałem dzwony i śpiew aniołów. Gdy odsunąłem się, nasze oczy odbyły ciepłe spojrzenia, co wyglądało jak gorzka-słodycz, dla niej. Gorzki, bo oboje byliśmy świadomi, że zmarnowaliśmy czas. Słodki, bo mieliśmy drugą szansę, szansę i teraz byliśmy skłonni do ryzyka.
______________________________________________________________________________________________________________________
Jesus, powietrza bo JAITLIN MOMENTS! *_* Normalnie mam motylki w brzuchu, omg, omg.. NIE WYTRZYMAM Z EMOCJI.
A teraz serio, wiecie, że to przed ostatni rozdział "1st" ? Jeszcze dwudziesty i koniec, ale nie łamcie sobie główek, bo jeszcze mamy przed sobą dwie, kolejne części misiaczki..

środa, 29 maja 2013

Eighteen

Caitlin's POV


- Ja po prostu nie rozumiem, dlaczego chcesz zatrzymać to dziecko. Dlaczego chcesz, aby stale przypominało ci Seth'a? - mama wyrażała swoje wątpliwości donośnym głosem.
- Tu nie chodzi o Seth'a! To dziecko jest częścią mnie!
 - To nie jest sytuacja, w której dał swoją zgodę, abyś zakończyła tę ciążę, Caitlin. - Tato dodał.
- Wiem, że --
- Spójrz, Caitlin. Ja i twój ojciec od zawsze chcieliśmy uzyskać dobre wykształcenie - wypaliła moja mama.
- Co z tego, co chcę? - zapytałam - Huh?
- Jesteś za młoda, aby zracjonalizować wszystko - stwierdził ojciec.
- Nie, nie jestem! - pokręciłam głową - Ja po prostu nie chcę oddawać swojego dziecka, do adopcji. Potrafię zadbać o nią, lub o niego, mogę zapewnić mu lub jej, kochające środowisko, jeśli tylko będziecie mnie wspierać.
- Tak długo, jak jesteś pod naszym dachem, będziesz robić to co nam się podoba i to na pewno nie jest wkopaniem celów do krawężnika, z powodu błędnej drogi. - krzyknęła matka.
Poczułam jak łzy zataczając obręcz, wokół mojego oka, ruszyłam na piętach i wybiegłam na schody.
- Caitlin Victoria Beadles, wracaj tutaj natychmiast! Nie skończyliśmy rozmawiać - zabrzmiał głos mojego ojca, ale zignorowałam to, gorące łzy spływały po moich policzkach.

Opadłam na łóżko i szlochałam, słyszałam dźwięk moich rodziców, którzy teraz na siebie krzyczeli - w pełni atmosfery.
Nic nie będzie w porządku.
Nie potrzebowałam tego. 
Potrzebowałam miłości i wsparcia rodziców, musieli pozwolić mi żyć, moim życiem, moją drogą, jak zwykle to robiłam.
Teraz nie czas, aby wziąć swoją rolę i zacząć kontrolować moje życie.
To był problem, Seth cały czas zmuszał mnie do robienia tego, co chce, a nie to, co ja chciałam.
Usłyszałam dzwonek mojego telefonu, złapałam go ze stolika nocnego. Widziałam zdjęcie Justina, odebrałam.
- Witaj. - powąchałam.
- Wszystko w porządku? - spytał.
Zainteresowany ton jego głosu, kazał rozbić mi się płaczem.
- Gdzie jesteś? - spytałam.
- U moich dziadków - odpowiedział - Co się stało?
- Właśnie, muszę się stąd wydostać. Mogę przyjść?
- Oczywiście - powiedział Justin - Zobaczymy się za kilka minut?
- Yeah, pa.
- Pa.
Odłożyłam słuchawkę i chwyciłam moją torbę alarmową.
Mama zawsze miała całą rodzinę do utrzymania, więc brała ten worek tylko w ważnych przypadkach. 
Wsunęłam swoje dłonie w kurtkę i schowałam telefon do torebki.
Otworzyłam okno w sypialni, zsunęłam się i zamknęłam je z powrotem cicho. Ostrożnie, wspięłam się na dużą gałąź drzewa, która wisiała jak most do mojego okna.
Fachowo, udałam się w dół i na ziemię. 
Poprawiłam torbę i zaczęłam trekking w stronę domu dziadków Justin'a.
Mieszkali około trzy minuty spacerem, a ja przychodziłam do nich wiele razy kiedy dorastałam.
Czułam, brzęczenie mojego telefonu, spojrzałam, aby zobaczyć, że otrzymałam tekst od nieznanego numeru.

Akuku, byłbym przerażony, gdybym musiał 
Z Tobą po prostu skończyć. Widzę cię.



Zimny ​​dreszcz mi po plecach i mogłam przysiąc, że usłyszałam odgłos kroków. Szukałam wszędzie i nie było widać nic. 
Przyśpieszyłam tempo do truchtu.
W ciągu ostatnich kilku dni, otrzymywałam kilka podobnych tekstów, one zaczynały mnie przerażać.
Zauważyłam Justina, czekającego na mnie na ganku.
- Hej - uśmiechnęłam się lekko.
Justin nic nie odpowiedział, po prostu w ciasnym uścisku wciągnął mnie do domu.
Rozejrzałam się, za jego rodziną.
- Wszyscy wyszli - wyjaśnił i chwycił torbę, za mną.
Skinęłam głową, Justin pociągnął mnie na górę, do jego sypialni.
Zamknął za sobą drzwi i opadł na łóżko.
Poklepał miejsce obok niego, zgodnie z tym co chciał usiadłam obok Justina.
Siedzieliśmy w milczeniu, a ja rozejrzałam się po środowisku.
Pokój Justina wyglądał tak samo, jak wtedy, kiedy byliśmy dziećmi.
Wszystko tutaj, wyglądało, jakby było na swoim miejscu. Jakby czas był tutaj zamrożony.
  Czułam smutne poczucie prania i  nostalgii nade mną, nasze dziecięce dni, igraszki i bezpieczeństwo. To wszystko wydawało się być tak dawno.
- Moi rodzice chcą oddać dziecko do adopcji - powiedziałam mu, czując jak łzy wypełniają moje oczy.
- A ty tego nie chcesz? - zapytał.
Pokręciłam głową.
- Nie, ale nie wiem czy ja mam wybór. Chyba, że zmienią zdanie, bo nie mogę podejmować jej sama. - przyznałam - Oni rozmawiają o mojej edukacji i dzieciństwie, ale nie sądzę, że kiedykolwiek odzyskam je z powrotem. Widziałam zbyt wiele.
- Wiem, czuję się tak samo - westchnął - Moja niewinność znika. Widziałaś więcej niż ja; rzeczy, którymi niektórzy ludzie nigdy nie zajmowali.
I wtedy, jesteś w ciąży. Nie mogę sobie wyobrazić, przez co przechodzisz. -
- Czuję się, jakbym miała co najmniej dwadzieścia lat,  ale moi rodzice po prostu tego nie rozumiem. To jak, do roku grali tych wyluzowanych i teraz nagle nie jest to dla nich  wiarygodne.
- Myślę, że oni się boję - powiedział.
- Boją? Czego?
- Spróbuj postawić się na ich miejscu. Czy nie czujesz się okropnie, jeśli okazałoby się, że córka miała do czynienia z ciągłym nadużywaniem seksualnym, i nikt nigdy tego nie podejrzewał? Czy to nie sprawi, że bardziej, będziesz chciała jej ochrony? - Spytał.
- Może.
- Nawet, gdy okazało się,  co innego, czułem się jakbym powinien  coś zauważyć. Czułem się bezsilny i zły na siebie.
- To nie była twoja wina.
- Wciąż czułem się jakby to było,- Justin delikatnie schował luźne kosmyki włosów, które wisiały na mojej twarzy za ucho.
Westchnęłam.
-  Rozumiem to wszystko, ale to chodzi o Setha. To jak oni chcą  pozbyć dziecka z powodu tego, co zrobił, ale ja po prostu uważam, będzie to dla mnie zbyt trudne, aby przejść przez to z przyjęciem - przygryzłam wargę. - Ja po prostu chcę, aby ktoś był po mojej stronie.
- Jestem po twojej stronie - szepnął.
Spojrzałam w górę i zorientowałam się, że my powoli zbliżamy się do siebie. Oparłam głowę na jego ramieniu, a on przyciągnął mnie bliżej.
- Dlaczego nie możemy pójść na spacer? - zasugerował.
- Dobrze - skinęłam głową i ponownie ubrałam swoją kurtkę.
Justin zrobił to samo i wyszliśmy.


Szliśmy obok siebie niezdarnie przez chwilę, zanim Justin ostrożnie wyciągnął rękę i splótł swoje palce z moimi.
Uśmiechnęłam się do niego, a on uśmiechnął się do mnie.
Wędrowaliśmy ścieżką dla pieszych,  śmialiśmy się i rozmawialiśmy o starych czasach. 
Gdy dotarliśmy do wielkiej, szybko płynącej rzeki, usiedliśmy na ławce na moście i podziwialiśmy ją.
Woda wpadła i stworzyła te same dźwięki oceanu. 
To było takie piękne w świetle księżyca.
Poczułam brzęczenie mojego telefonu, wskazujące na to, że dostałam kolejną wiadomość od nieznanego numeru.

1, 2 co należy zrobić?
3, 4 zaboli cię bardziej
5, 6 podnieś STIX (?)
7, 8 sprawi, że cię to zaboli.
9, 10 Jeszcze raz.

Przełknęłam ślinę, patrząc na tę wiadomość.
- Co się stało? - zapytał Justin.
Podałam mu telefon moimi drżącymi rękoma.
Justin gwałtownie otworzył szerzej oczy, kiedy to przeczytał.
- Kto ci to wysłał?
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami.
- Dostawałaś już inne takie wiadomości?
Przegryzłam wargę.
- Caity, - powiedział - Trzeba powiadomić o tym policję.
- Jestem pewna, że to jakiś szalony żart.
- To nie brzmi jak żart, to znaczy, czy ty to czytasz? - guma do żucia, guma do żucia, w naczyniu, jak wiele siniaków chcesz? - To jest groźba, kochanie. 
Mój telefon zaczął dzwonić, co spowodowało u nas skok do góry. 
Justin spojrzał na mnie i skinęłam, aby odebrał. 
- Halo? - zatrzymał się, zanim telefon wysunął mu się z dłoni. Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Co? - spytałam.
- Seth uciekł.
- Co? - powtórzyłam.
Nagle usłyszałam szelest liści i odwróciłam się, a postać ubrana na czarno wyłoniła się z cienia.
Natychmiast przysunęłam się bliżej Justina.
- Dobrze, dobrze, dobrze, jeśli to nie jest moment, karta Hallmark. Jesteście wtuleni na ławce nad rzeką w świetle księżyca. Muszę ci to Bieber, jesteś romantyczny  - Czułam, że moje całe ciało drgnęło, na dźwięk jadowitego głosu, mogłabym przysiąc, że nie usłyszę tego głosu, już nigdy więcej.
Powoli, Justin wstał i przyjął swoją postawę ochronną wobec mnie.
-Czego chcesz, Mclntosh?
- Chcę rewanżu - powiedział i wskazał jego "słynny" pistolet, prosto na nas.
- Co ty mówisz?
- Ostatni kilka razy wokół niego było niesprawiedliwą walką, nie sądzisz?-  Seth uśmiechnął się złośliwie, poczułam dreszcze które otoczyły  moje ciało jak powoli sięgnął do mojego telefonu, który leżał na ziemi. - Zatrzymaj się, Cait.-
Przełknęłam ślinę.
-  Nie zamierzam z tobą walczyć, Seth. Już masz kartotekę dłuższą niż słownik. Policja już cię szuka. Więc, zostaw nas w spokoju.
- Aww, Biebs się boi? - spytał głosem niemowlęcia i pomachał pistoletem wokół.
Justin zacisnął szczękę, aż krew odpłynęła mu z twarzy. - Seth, po prostu odłóż broń i zostaw nas w spokoju. Przysięgam, że nie zadzwonię na policję. Możesz uciekać, ale oni kiedykolwiek znajdą ciebie. Tylko proszę, nie zaszkodź nam. 
- Ty myślisz, że jaki ja jestem? Głupi? Czy naprawdę, że uwierzę, że nie będziesz w stanie zadzwonić na policję?
- Masz moje słowo,- powiedział, ostrożnie ruszył w kierunku Setha, ale niebezpiecznie bliżej krawędzi mostu. - Daj mi broń.
Seth zawahał się przez chwilę, zanim skoczył na Justina z dzikością, że przestraszył mnie na śmierć.
Siła ataku pchnął go jak i zarówno most, jak i wodę poniżej pędzącą.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Ha, skończyłam 20 minut wcześniej niż wczoraj. A teraz ważna sprawa:
Rozdział dedykuję @justme_kate_ za to, że dzisiaj napisała do mnie, że czyta mojego bloga. Awh! Dziękuję Ci, to było na prawdę urocze.
Ale, to nie koniec dedykacji, dedykuję go również: 
@awhmybiebs
@Kenzie_Darcy
@Dominica_Bieber
@xxKaRoLaxx
KOCHAM WAS! <3 
A i zapraszam was na moje kolejne tłumaczenie: http://tlumaczenie--sold.blogspot.com/ - równie zawaliste jak "1st" :) Chociaż ja tam tłumacze jako-tako. Zdolności nie mam
A i polecam blog wspaniałej @Dominica_Bieber: http://i-will-never-trust-anyone.blogspot.com/
 
I życzę miłej nocy,
Patts.

wtorek, 28 maja 2013

Seventeen



Caitlin’s POV
Stałam skostniała w miejscu. Czułam się, jakbym oglądała film lub była jakimś świadkiem z cudzego życia w moich oczach. To wszystko co się ze mną działo było zbyt nerwowe, zbyt szalone.
Wycie syren, karetki, urzędnicy, detektywi stworzyli ogłuszający zgiełk. Moje oczy skanowały tą scenę, lecz oni nigdy nie odnaleźli tego czego szukali.
- Caitlin!
Odwróciłam się z nadzieją. Moje oczy spotkały się z brązowymi oczyma, lecz to nie były te które chciałam zobaczyć.
Adam rzucił się w moim kierunku.
- Caitlin – powtórzył. – Dzięki, Bogu. Nie możesz sobie nawet wyobrazić, jak się cieszę, że słyszę twój głos. Byłem przerażony. Wyszedłem ze stacji benzynowej, a ty po prostu zniknęłaś. - Trzymał mnie blisko, ale się odsunęłam.
- Gdzie je…. – przerwała mi kobieta z policji.
- Caitlin? – zapytała.
Skinęłam głową.
- Chodź ze mną. – uśmiechnęła się, kiedy jej odznaka błysnęła. – Jestem oficer Meredith Sanchez. Możesz mi mówić Meri.
- Meri, wiesz może gdzie je…
- Teraz, nie przejmuj się tym, kochanie – odparła. – On już nigdy więcej cię nie skrzywdzi.
- Ale…
- Chodź ze mną – powtórzyła.
Spojrzałam przez ramię, ale Adama już tam nie było.
Po chwili zostaliśmy wyprowadzeni z tłumu, a następnie wkroczyłyśmy

na tyły karetki. Wszyscy sanitariusze mówili na raz, porozumiewali się slangiem niemieckim, kiedy obejrzeli siniaki i rany na twarzy.
Nagle, zostałam poinstruowana, aby zapiąć pasy na jednej wyściełanych ławek.
- Przepraszam – odezwałam się do wysokiego, czarnoskórego faceta, który pachniał miętą i wyglądał jak młody Usher. – Gdzie jest Justin.
- Przepraszam? – zapytał, ukląkł, by wyraźniej słyszeć co do niego mówię.
Justin był wyprowadzany przez dwóch oficerów, był zakuty w kajdanki.
Czułam, że moje serce rozbija się na milion kawałków.
- Justin! – Krzyczałam, wstałam z ławki i pobiegłam na tyły ciężarówki. – JUSTIN
On oczywiście nie słyszał, przez zamieszanie które tutaj panowało, bo nawet nie spojrzał w moją stronę. Funkcjonariusze, chcieli go zamknąć w radiowozie. – Łzy spływały po moich policzkach.
- Justin – pisnęłam.
- Pani Beadles, musi pan usiąść – odezwał się przystojny „Usher”. Ujrzałam jego plakietkę i zdałam sobie sprawę, że nazywa się Marvin.
- Marvin? – mruknęłam.
Skinął głową.
- Zobaczę go ponownie?
- Kogo? Tego kto cię zranił? – zapytał. – Nie. On już nigdy cię nie skrzywdzi.
- Nie, ja…
Kierowca krzyknął jakieś informacje, tym samym mi przerywając.
- Pani Beadles, musi pani usiąść teraz, dobrze? – powiedział. – Mamy zamiar zabrać cię do szpitala.
Odwróciłam się, by spojrzeć po raz kolejny na Justina, tak jak na Adama, lecz jego już tam nie było.
Kiedy usiadłam, poczułam się osamotniona.


Byłam szczęśliwa, że Justin żył, ale nadal, moje życie było „odłączone” ode mnie. Justin był w drodze do więzienia. Dlaczego? Bo chciał mnie ochronić. Próbował MNIE bronić. Seth był martwy albo także w drodze do więzienia. Dlaczego? Bo nie wiedziałam jak zakończyć ten związek. To wszystko to MOJA wina. To wszystko się dzieje ze względu na MNIE.
Chciałam płakać, ale nie mogłam. Zamiast tego, bezmyślnie patrzyłam w przestrzeń. Wszystko wydawało się być rozmyte.
Przyjechaliśmy do szpitala i przeszłam kilka różnych procedur. Cały personel medyczny był przyjazny i sympatyczny. Oni bardzo starali się mnie pocieszyć i wyjaśnić co się dzieje.  W przeważającej części ich zignorowałam.
Byłam zmęczona. Zmęczona bólem. Zmęczona staraniami. Zmęczona płaczem. Zmęczona wyjaśnieniami. Zmęczona życiem.
Kiedy wszystkie testy zostały wykonane, zostałam sama, w białym pokoju.
Nie wyglądał jak typowy szpitalny pokój. Nie było żadnych maszyn. Był super czysty i bardzo prosty.
Usłyszałam pukanie, spojrzałam w górę, aby zobaczyć tą samą panią oficer co wcześniej i panią doktor, która pracowała ze mną, też.
- Caitlin? – spytała oficerka. – Jestem Meri, poznałyśmy się wcześniej, pamiętasz?
Skinęłam głową, przygryzając dolną wargę.
- To jest dr. Cole, badała cię.
Skinęłam głową.
- Chciałyśmy z tobą porozmawiać czy wszystko jest w porządku.
Wzruszyłam ramionami.
- Oczywiście.
- Jak wiesz przeprowadziłyśmy kilka testów – zaczęła dr. Cole - Udało nam się zebrać wiele danych i dowodów, ale potrzebujemy, abyś powiedziała, co chcesz zrobić z tą informacją.

Skinęłam głową ponownie.
- Twoi rodzice są na zewnątrz – odezwała się Meri – Chcesz aby przy tym byli, czy wolisz porozmawiać z nami w spokoju?
- Przyślijcie moją mamę, proszę - pisnęłam. Nie chciałam o tym wszystkim rozmawiać przed bratem i ojcem.
- Oczywiście – skinęły.
Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy moja mama weszła do pokoju.
- Cześć.
Jej dolna warga drżała, a oczy wypełniły jej łzy, mimo to zmusiła się do uśmiechu, kiedy usiadła na łóżku obok mnie. Uścisnęła mnie.
- Dwa z pierwszych testów są prowadzone dla ofiar gwałtu. Pierwszy jest na wskazanie chorób przenoszony drogą płciową, a drugi dotyczy ciąży – poinformowała nas Dr. Cole.
Czułam, że moja mama się spięła na słowo „ciąża”. Było mi niedobrze.
Moi rodzice byli wyluzowani i wspierający. Ale dla nich edukacje była jedną z ważniejszych rzeczy.
Christian i ja odkąd skończyliśmy trzy lata, dobrze wiedzieliśmy który collage albo szkoła średnia była złą opcją. Musieliśmy skończyć liceum i mieć jakieś doświadczenie. Nie byłam do końca pewna, jak pogodzę wychowanie z tymi planami.
- Szczęśliwie ten pierwszy wyszedł negatywnie – uśmiechnęła się doktorka.
- Dzięki Boże – odetchnęłam.
- Co z drugim? – zapytała mama drżącym głosem. – Jest w ciąży?
- Tak… - potwierdziła doktorka.
Moja mama wyglądała na zaskoczoną.
- Wiedziałaś? – zwróciła się do mnie.
- Zrobiłam test. –przygryzłam wargę ponownie. – Ja… ja… chcę ją donosić.

Więcej łez wypełniło oczy mojej matki.
- Co dalej z twoją edukacją? – spytała.
- Nie wiem. Coś wymyślimy. Ty i tata mi pomożecie, prawda?
- Z pewnością są inne opcje – odezwała się Dr. Cole. – Tutaj – podała nam ulotkę. – Jest wiele różnorodnych informacji i możliwości – Jesteś w pierwszych tygodniach ciąży, więc masz jeszcze czas na podjęcie decyzji, okay?
Obie skinęłyśmy głowami.
Uśmiechnęła się łagodnie.
- Życzę Tobie i Twojej rodzinie powodzenia. Niech cię Bóg błogosławi.
- Dziękuję.
Skinęła głową. Powoli i cicho wyszła z pokoju.
- Również wcześniej poinformowałaś nas, że chcesz wnieść oskarżania przeciwko Setowi  McIntosh, prawda? – zapytała Meri.
- Tak – zgodziłam się, ale potem zrozumiałam co powiedziała. – Czy on żyje?
- Tak – odpowiedziała. Nie miała pojęcia, ile te słowa dla mnie znaczyły.
- Dobrze, będziemy potrzebować, aby uzyskać oświadczenie.
Powiedziałam jej wszystko co pamiętałam, a ona nagrywała i robiła notatki. To było trudne, kilka się załamałam i wy buchnęłam płaczem, ale zrobiłam to.
- Okay - Meri skinęła głową, że skończyliśmy. – Znajdziemy ci prawnika i wszystko wyślemy do sądu. Jakieś pytania?
Mama pokręciła głową.
- Co się stało z Justinem? – zapytałam. – Widziałam go, jak siedział w radiowozie. Jeśli Seth żyje, to dlaczego go aresztowali?
- On jest aresztowany pod zarzutem zwykłego pobicia – wyjaśniła.
- To znaczy? – zapytałam.

- Jest to w zasadzie mówiąc, bezprawne użycie siły wobec drugiej osoby, z intencją szkodzenia im.
- Ale on mnie bronił! – wyjaśniłam.
Meri nabazgrała kilka uwag w notesie.
- Jak powiedziałam, będziemy wszystko wyjaśniać w sądzie.
- Ale co będzie do tego czasu? – zapytałam. – Zostanie w więzieniu?
- Nie jestem pewna - przyznała. – Jednak biorąc pod uwagę to wszystko za co jest obciążony, wyjdzie prawdopodobnie za kaucją. Odpowiedziałam na twoje wszystkie pytania?
- Tak, dziękuję.
_____________________________________________________________________________________________________________________
(w nocy)
Leżałam wewnątrz swojego pokoju i spojrzałam na ściany, od których odbijał się dźwięk rozmowy moich rodziców.
- Co z adopcją? – zapytał ojciec.
- Ona już powiedziała, że chce je wychować – odpowiedziała moja mama. – Jeśli je będzie nosić przez dziewięć miesięcy, to na pewno z niego nie zrezygnuje.
- Co ty mówisz? Że ona powinna wykonać aborcje?
- Nie wiem. – miała rozdrażniony głos. -  Czuję, że Seth i tak już wystarczająco zrujnował.  Mówi, że jest w porządku, ale ma wewnętrzne blizny, które prawdopodobnie nigdy się nie zagoją. Jest w szoku.
- Dziwię się, że chce go zatrzymać. Można by pomyśleć, że ona chce aborcji, wtedy dziecko nie przypominałoby jej o ojcu.
Usłyszałam huk z mojego okna, powoli wyswobodziłam się z łóżka.  Ostrożnie, odsłoniłam zasłony, aby zobaczyć Justina. Rzuciłam się, aby otworzyć okno.
- Jesteś cały! –zawołałam kiedy wszedł i owinęłam ręce wokół niego.

- Jest dobrze – zachichotał. – sza! – położył palec na ustach, gdy wyciągnął się na łóżku. – Twoi rodzice nie wiedzą, że tutaj jestem.
- ONA BĘDZIE SZESNASTOLETNIA! - moja matka krzyknęła. – ONA NIE WIE CZEGO CHCE, ONA JEST DZIECKIEM! I nie zamierzam pozwolić aby ta RZECZ, zrujnowała jej życie. Nie zamierzam na to pozwolić!
Justin spojrzał na mnie.
- Oni wiedzą? – zapytał.
Skinęłam głową.
- Oni już taką całą noc. – to. – Tak nazywali moje dziecko. Tak albo rzecz. – westchnęłam. – Mam życie w sobie. Małego człowieka, nie  coś.
- Jestem pewny, że oni chcą dla ciebie jak najlepiej, Caity. – odezwał się Justin, kładąc ręce na swoim brzuchu.  – Dziecko to ogromna odpowiedzialność.
Bawiłam się jego palcami.
- Yeah, chyba masz rację, ale to nie wina tego dziecka, że jego ojciec jest kretynem.
- Prawda - Justin ziewnął przed zamknięciem oczu.
Nagle, zdałam sobie sprawę, że nie powiedziałam mu, że jestem w ciąży.
- Justin?
- Hmm?
- Skąd wiesz?
Otworzył swoje oczy.
- Kiedy szukałem cię w chacie, zobaczyłem test. - powiedział.
- Jesteś zły? - Zapytałam.
- Sethem? Oczywiście, że jestem wściekły . Jestem strasznie wkurzony! – jego szczęka się zacisnęła.
- Nie, miałem na myśli dziecko.

Potrząsnął głową.
- Nie. Tak jak sama powiedziałaś, to nie była wina twoje ani dziecka. – Dlatego nie obchodzi mnie, czy zamkną mnie na dziesięć lat, cieszę się, że go zastrzeliłem.
Patrzyłam przez okno.
- Zastrzeliłeś go?
- Yeah –przyznał. – Nie zraniłem go poważnie, strzeliłem tylko w jego ramię.
- Dlaczego?
- Ponieważ, chciałem aby poczuł ból jaki ty czułaś, ale głównie chciałem go przestraszyć. Chciałem żeby wiedział, że nie może biegać dookoła i ranić ludzie, bez żadnych konsekwencji. Nie ważne czy dostanie go tu, na ziemi, czy nie, gdy pozna Boga, będzie musiał zapłacić za wszystkie gówna które wyrządził. Chciałem mu to uświadomić.
- Nie powinieneś w ogóle do niego strzelać, ale jestem zadowolona, że go nie zabiłeś – przyznałam.
- Przysięgam, że chciałem, ale Bóg powiedział mi, że żaden człowiek nie powinien odchodzić w taki sposób. Bez względu na to, co zrobił.  Zawsze należy wybrać miłość, a nie nienawiść.
- Zgadzam się – uśmiechnęłam się. - Miłość przewyższa wszelkie zrozumienie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za błędy, nie sprawdzałam rozdziału, więc takowe mogą się pojawić.